100 łóżek, jeden technik i ogromne zaufanie – realizacja z domu opieki

Choć już od lat pracuję jako technik dezynsekcji, każde zlecenie jest inne. Byłem już w biurowcach, hotelach, pojazdach komunikacji miejskiej, urzędach, a nawet w wagonie sypialnym pociągu. Jednak są miejsca, które zostają w pamięci nie ze względu na skalę zagrożenia, ale przez ludzi i odpowiedzialność, jaka spoczywa na barkach całego zespołu.

Tym razem zlecenie dotyczyło dużego obiektu – domu opieki. Już od pierwszego kontaktu było jasne, że liczy się nie tylko skuteczność, ale też delikatność, organizacja i umiejętność działania w pełnym zaufaniu.

Cała współpraca zaczęła się od rozmowy telefonicznej z administracją placówki. Ustaliliśmy termin, który pasował zarówno do naszej logistyki, jak i do rytmu funkcjonowania obiektu – ważne było, by nie zakłócać codziennej pracy personelu. Jak zawsze, przed wizytą wysłaliśmy nasz szczegółowy przewodnik dla klienta – dokument, który krok po kroku opisuje, jak przygotować przestrzeń do dezynsekcji. Klientka, Pani Anna, która zajmowała się organizacją zlecenia, powiedziała potem, że właśnie ta instrukcja uspokoiła ją najbardziej – „wiedziałam, czego dokładnie mogę się spodziewać i jak się przygotować – to dla nas ogromna różnica i ułatwienie, szczególnie w takim miejscu”.

Na miejscu pojawiłem się służbowym, ale nieoznakowanym samochodem – co, jak często słyszymy od klientów, jest ważnym elementem dyskrecji, zwłaszcza w placówkach medycznych czy opiekuńczych. Cenią to sobie i pacjenci, i pracownicy – nie ma niepotrzebnych pytań ani sensacji.

Przed zabiegiem cały personel zorganizował tymczasowe przeniesienie podopiecznych. To była duża operacja logistyczna – 30–40 pokoi, ponad 100 łóżek do dezynsekcji. Widać było, że zależy im na komforcie mieszkańców. Ja natomiast miałem przed sobą jasno wyznaczoną misję – skutecznie przeprowadzić dezynsekcję całego skrzydła budynku, z naciskiem na dokładność, bezpieczeństwo i pełne pokrycie powierzchni użytkowych.

W wielu pomieszczeniach zidentyfikowałem ślady aktywności pluskiew – najczęściej przy ramie łóżek, w okolicach szwów materacy i przy kontaktach. To typowe miejsca, w których te pasożyty się ukrywają. Pracowałem systematycznie, pokój po pokoju, łóżko po łóżku. Każdy element został dokładnie pokryty środkiem zgodnie z procedurą, a przestrzenie wspólne – odpowiednio zabezpieczone. Skala była duża, ale to właśnie w takich zadaniach procentuje nasze doświadczenie i dobre przygotowanie do zlecenia.

W trakcie zabiegu Pani Anna zapytała mnie, czy korzystamy też z parownicy do zwalczania pluskiew, ponieważ czytała o tej metodzie w internecie. Wyjaśniłem, że choć posiadamy taką możliwość, powinno się ją traktować wyłącznie jako wsparcie, nie podstawę działań. Parownica – szczególnie ta najtańsza, popularna wśród klientów indywidualnych – nie gwarantuje skuteczności. Usunie pojedyncze osobniki na widoku, ale nie dociera tam, gdzie naprawdę bytują pluskwy. Takie wyjaśnienie również spotkało się z jej uznaniem – klienci lubią, kiedy ktoś spokojnie tłumaczy, zamiast sprzedawać „magiczne rozwiązania”.

Po zakończeniu zabiegu omówiłem z Panią Anną harmonogram dalszych działań. Jak zawsze przy walce z pluskwami, niezbędna jest seria wizyt – kolejna musi odbyć się po określonym czasie, by przerwać cykl rozwojowy pasożytów. Klienci bardzo sobie cenią to, że sami monitorujemy terminy i przypominamy o kolejnych etapach, dopasowując je do możliwości danej placówki. To nie tylko wygoda, ale także bezpieczeństwo – dzięki serii zabiegów klient otrzymuje gwarancję skuteczności.

Gdy opuszczałem obiekt, czułem zmęczenie, ale też satysfakcję. To było jedno z tych zleceń, gdzie naprawdę czuć, że nasza praca ma sens. A kiedy klient mówi na koniec „Dziękuję, uratował nas Pan” – to człowiek wie, że nie tylko wykonał zadanie, ale też pomógł komuś poczuć się bezpieczniej. I właśnie za to lubię tę pracę.

*W trosce o poufność i komfort naszych klientów, niektóre dane – w tym lokalizacja, imiona oraz szczegóły umożliwiające identyfikację miejsca realizacji zlecenia – mogły zostać celowo zmienione.