Z poddasza do ogrodu – usuwanie kuny z domku jednorodzinnego

To zlecenie w domku jednorodzinnym na początkowo wyglądało jak wiele innych. Zadzwonił do nas pan Kamil – zaniepokojony, trochę zmęczony, ale rzeczowy. W głosie słychać było napięcie – opowiadał, że od kilku tygodni słyszy coś na poddaszu. Mówił o drapaniu, stukach i tupocie, który – jak się okazało – nie dawał spać jego żonie, a dzieci budziły się w nocy z niepokojem, aż w końcu nie chciały spać same. Żona Pana Kamila czuła się bezsilna. To był ten moment, w którym emocje brały górę nad zdrowym rozsądkiem, a dom – miejsce kojarzone z bezpieczeństwem – przestał być przestrzenią spokoju.

Telefon odebrał nasz biolog terenowy, Maciej, który na podstawie opisu od razu rozpoznał typowe symptomy. „To na pewno kuna” – powiedział z przekonaniem – i jeszcze w tej samej rozmowie wprowadził zlecenie do systemu, kierując je do mnie jako specjalisty terenowego.

Dotarłem na miejsce już następnego dnia. Klient był zaskoczony, że udało nam się ustalić termin tak szybko – i że przyjechałem nieoznakowanym samochodem. To ważne, zwłaszcza w spokojnych, jednorodzinnych dzielnicach – nikt nie dopytuje, nie rozpowiada, a domownicy nie muszą się tłumaczyć sąsiadom. 

Na pierwszy rzut oka – piękny, zadbany, spokojny dom z dużym ogrodem. Ale wystarczyło rozejrzeć się dokładniej. Na elewacji widać było wyraźne zabrudzenia – ślady łap i smug, które powstają, gdy kuna wspina się po ścianie, przeciskając się przez każdy dostępny zakamarek. Rynny były porysowane, a w zakamarkach przy okapie dało się zauważyć drobiny wełny mineralnej. Jeszcze bardziej wymowny był widok ogrodu – w jednym z zakątków, przy żywopłocie, leżały fragmenty porwanej, zanieczyszczonej wełny – znak, że zwierzę nie tylko się tam zagnieździło, ale też aktywnie niszczyło izolację.

To bardzo zły znak. Wytłumaczyłem wtedy panu Kamilowi, że to realne straty finansowe. Zniszczona warstwa termoizolacyjna oznacza wyższe rachunki za ogrzewanie, wychłodzenie pomieszczeń i konieczność kosztownej naprawy w przyszłości. W tej sytuacji od razu zarekomendowałem, by po zabiegu umówić się również na audyt zniszczeń, który wykonujemy u klientów dotkniętych szkodami po kunie. Ku zaskoczeniu pana Kamila, okazało się, że jego polisa ubezpieczeniowa obejmuje również tego typu szkody. Od razu zaproponowałem pomoc w formalnościach – wszystko załatwiamy z ubezpieczycielem od A do Z. To spore odciążenie – nie tylko logistyczne, ale i psychiczne.

Po potwierdzeniu obecności kuny przystąpiłem do działania. Sam zabieg przebiegł sprawnie – pod dachówki, wzdłuż szlaków przemieszczania się kuny, wstrzyknąłem specjalistyczny, bezpieczny dla ludzi środek odstraszający, który działa na bazie substancji biologicznie aktywnych, drażniących wyłącznie kuny. Dodatkowo na poddaszu nieużytkowym rozłożyłem drugi preparat, o przyjemnym dla ludzi zapachu, ale działający zniechęcająco na kuny. Tego typu podwójna strategia – punktowe odstraszanie i pełna blokada zapachowa – w 90% przypadków daje trwały efekt.

W rozmowie z panem Kamilem padło też pytanie o pastuch elektryczny, który może zabezpieczyć dom na lata. To rozwiązanie polecam szczególnie tam, gdzie kuna już raz się zadomowiła – bo lubi wracać. Klient zdecydował się na montaż w przyszłym miesiącu – prawdopodobnie zrealizuje go nasz specjalista Mateusz, który od lat wykonuje tego typu instalacje z wysoką skutecznością.

Na koniec zostawiłem pana Kamila z jasnym planem działania. Przekazałem szczegółowe zalecenia, jak obserwować najbliższe dni, czego się spodziewać i kiedy możemy spodziewać się pełnego efektu. Dodatkowo przesłałem mu mailem nasz przewodnik dla klientów po zabiegu odstraszania kun – z konkretnymi krokami i odpowiedziami na najczęstsze pytania.

Pan Kamil był wyraźnie wdzięczny za całościową opiekę – nie tylko za sam zabieg, ale za to, że ktoś przejął za niego kontrolę nad sytuacją, w której dotąd dominował stres i bezsilność. W rozmowie przyznał, że właśnie tego się nie spodziewał – że zamiast jednorazowej interwencji otrzyma kompleksową pomoc, wsparcie merytoryczne i plan działania na przyszłość.

Kiedy wszystko było już zrobione, dokumenty podpisane, a plan dalszego działania omówiony, spotkała mnie jeszcze bardzo miła niespodzianka. Żona pana Kamila razem z dziećmi przynieśli mi drobny upominek – domowe ciasto. Dla mnie, jako specjalisty, takie zabiegi to codzienność – powtarzalne kroki, schematy, procedury. Ale właśnie w takich momentach przypominam sobie, że dla wielu osób to coś znacznie więcej. To zmiana nastroju całej rodziny, koniec niepokoju, odzyskanie poczucia bezpieczeństwa we własnym domu. Ten prosty gest – kawałek ciasta i kilka ciepłych słów – był czymś, co zapamiętałem na długo.

*W trosce o poufność i komfort naszych klientów, niektóre dane – w tym lokalizacja, imiona oraz szczegóły umożliwiające identyfikację miejsca realizacji zlecenia – mogły zostać celowo zmienione.