Miejskie wyzwanie na wysokości – usuwanie kuny w centrum miasta

Nie każde zlecenie odbywa się w domku na przedmieściach czy spokojnym budynku jednorodzinnym. Czasem miejsce działania okazuje się równie spektakularne, co kłopotliwe logistycznie. Jednym z takich zleceń była likwidacja kuny… na dachu kamienicy w samym sercu miasta. Centrum, w godzinach szczytu, z gęstą zabudową i ciągłym ruchem pieszych – miejsce, w którym najmniejszy błąd może mieć realne konsekwencje.

Już sam dostęp do miejsca interwencji był nietypowy. Dach nie był osiągalny z wnętrza budynku – musieliśmy więc wykorzystać zwyżkę. Dla mnie to było coś nowego: praca kilkanaście metrów nad brukiem Starego Miasta, otoczony dachami kamienic, spoglądając w dół na ludzi idących nieświadomie własnymi ścieżkami, zupełnie niezdających sobie sprawy, że kilka metrów nad nimi trwa właśnie cicha operacja usuwania nieproszonego lokatora.

Zabezpieczyłem cały sprzęt, upewniłem się, że nie ma ryzyka rozpylania w niekontrolowanych kierunkach. Środki, których używamy, są bezpieczne przy odpowiednim stosowaniu – ale pracując nad głowami przechodniów, nie ma miejsca na margines błędu. 

Pracowałem precyzyjnie, krok po kroku, aplikując preparat tylko w wyznaczonych punktach dostępowych, gdzie kuna z największym prawdopodobieństwem poruszała się nocą, zakłócając mieszkańcom spokój. Sam zabieg wykonywałem z użyciem specjalistycznych biologicznych środków odstraszających, które są intensywnie drażniące dla kuny, ale w pełni neutralne i bezpieczne dla ludzi.. I tutaj dochodzimy do klienta Pana Marka – właściciela mieszkania i głównego „dowodzącego” całą akcją.

Pan Marek był zaangażowany, rzeczowy, ale – jak wielu klientów – wcześniej próbował radzić sobie na własną rękę. W rozmowie przyznał, że przez kilka tygodni… rozrzucał po kątach sierść swojego psa, w nadziei, że to odstraszy kunę. W jego słowach było trochę zawodu, bo „to przecież powinno działać – pies, zapach drapieżnika, no jak nie?”. Niestety – jak tłumaczyłem – kuna potrafi zignorować nawet mocny zapach, jeśli nie towarzyszy mu konkretne, trwałe zagrożenie. A sierść psa nie zawsze robi na niej wrażenie.

Wyjaśniłem, że nasze środki są opracowane właśnie z myślą o takich sytuacjach – bazują na naturalnych składnikach, ale są odpowiednio skoncentrowane i utrzymują się znacznie dłużej niż jakiekolwiek „domowe patenty”. Pan Marek po chwili stwierdził:

– „To jak psikany pies, tylko z nauką w tle” – i roześmiał się. Uznaliśmy obaj, że warto jednak czasem sięgnąć po sprawdzone rozwiązania, zamiast liczyć na instynkt kuny i psa.

Cała interwencja przebiegła zgodnie z planem, mimo trudnych warunków. Preparat został aplikowany punktowo, dokładnie tam, gdzie zwierzę mogło mieć swoje ścieżki. Dodatkowo zabezpieczyłem obszary newralgiczne, żeby uniemożliwić powrót intruza.

Po zakończeniu zabiegu Pan Marek był wyraźnie zadowolony – nie tylko z efektu, ale też z samego procesu. Docenił dyskrecję (samochód był nieoznakowany), precyzję działania i to, że od razu umówiliśmy wizytę kontrolną, by zapewnić pełne zabezpieczenie dachu. Jak sam stwierdził – „pierwszy raz ktoś to zrobił jak trzeba”.

Ten drobny szczegół – brak oznaczeń na aucie – okazał się nieoczywistą, a jednak bardzo ważną wartością dodaną. Pan Marek zwrócił uwagę, że choć sam problem kuny nie był dla niego wstydliwy, to jednak widok auta z dużym napisem „zwalczanie szkodników” zaparkowanego tuż pod kamienicą w centrum miasta, w godzinach największego ruchu, mógłby niepotrzebnie wzbudzać zainteresowanie sąsiadów i przechodniów. Tymczasem, mimo że z ziemi było widać, że na dachu trwają jakieś prace techniczne – całość odbywała się z poszanowaniem prywatności klienta i otoczenia. W samym środku miasta każdy szczegół ma znaczenie. Dyskrecja, której często nie zauważa się na pierwszy rzut oka, bywa tą właśnie rzeczą, którą klient zapamiętuje najbardziej.

To zlecenie przypomniało mi, że praca w centrum to nie tylko kwestia techniki, ale też logistyki, cierpliwości i rozmowy z człowiekiem, który po prostu chce odzyskać spokój w swoim domu. A miasto… nadal tętniło życiem, jakby nic się nie wydarzyło. I właśnie to jest w tym zawodzie wyjątkowe – że czasem wykonujesz bardzo konkretną i precyzyjną robotę, kilkanaście metrów nad ziemią, a świat pod spodem toczy się dalej. Zlecenie było zakończone sukcesem, a kuna – bezpiecznie odstraszona i pozbawiona powodów, by wracać.

*W trosce o poufność i komfort naszych klientów, niektóre dane – w tym lokalizacja, imiona oraz szczegóły umożliwiające identyfikację miejsca realizacji zlecenia – mogły zostać celowo zmienione.