Gdy kuny atakują po godzinach – bezpieczna interwencja na terenie dużej firmy budowlanej

Jestem technikiem DDD i od lat widziałem już niejedno, ale ta sprawa była wyjątkowa. Zadzwonili do nas z centrali jednej z największych firm budowlanych w Polsce. Teren ogromny, kilka hal magazynowych, biurowiec, zaplecze socjalne, a do tego rozległe place i garaże. Problem? Kuny. I to nie jedna, nie dwie, ale cała rodzina, która upodobała sobie ich kompleks jak własną rezydencję.

Jak to często bywa, wszystko zaczęło się od dziwnych odgłosów – stukania, biegania, chrobotania, które słychać było głównie późnym wieczorem, kiedy biurowiec pustoszał, a magazyny cichły. Początkowo nikt nie traktował tego poważnie, ot, może szczur, może kot. Dopiero gdy jeden z pracowników ochrony znalazł resztki zdemolowanej wełny mineralnej przy kontenerze socjalnym, zaczęto szukać pomocy.

Z czasem sprawa zaczęła się rozrastać. Kuny przegryzły przewody elektryczne w jednym z magazynów, co doprowadziło do awarii systemu alarmowego. W biurowcu pojawiły się przecieki, bo zwierzęta przesuwały dachówki i zrobiły dziury w pokryciu dachowym. Koszty napraw rosły z dnia na dzień, a każda kolejna inspekcja ujawniała nowe zniszczenia.

Dla klienta kwestia dyskrecji była istotna, dlatego na teren firmy wjechaliśmy nieoznakowanym samochodem, bez żadnych firmowych oznaczeń. Takie rozwiązanie pozwoliło nam działać w sposób nierzucający się w oczy, co było dla klienta ważne ze względu na zachowanie spokoju wśród pracowników i uniknięcie niepotrzebnych pytań czy domysłów.

Już podczas pierwszych oględzin z biologiem terenowym (był to Mateusz, z którym nie raz rozpracowywaliśmy podobne przypadki), zauważyliśmy coś niepokojącego: kuna korzystała z zadaszeń między budynkami jak z autostrady ,przemieszczając się od magazynu, przez rynnę, aż po dach biurowca. W jednym z magazynów znaleźliśmy nawet „spiżarnię”. Kuny znosiły tam martwe ptaki i gryzonie, tworząc prawdziwe ognisko zagrożenia sanitarnego.

Z punktu widzenia technika DDD, to była operacja na pełną skalę. Najpierw dokładna analiza: ślady, odchody, miejsca aktywności, trasy przemieszczania się. Przeszukaliśmy każdy zakamarek. Potem przyszła pora na działanie: wiedziałem, że tradycyjne metody mogą nie wystarczyć. Kuny są sprytne i uparte. Tym razem postawiliśmy na innowację: biologiczny środek odstraszający.

To preparat, który działa drażniąco na zmysły kuny, ale jest zupełnie bezpieczny dla ludzi i innych zwierząt domowych. Co najważniejsze, utrzymuje swoje działanie nawet do trzech miesięcy, a skuteczność sięga aż 95%. To oznaczało, że możemy działać szybko, skutecznie i bezpiecznie, nie zakłócając pracy firmy.

Zidentyfikowaliśmy miejsca, w których kuny najczęściej się pojawiały. Były to poddasza, wnęki w magazynach, zakamarki w garażach. Tam właśnie zastosowaliśmy środek biologiczny, rozprowadzając go w strategicznych punktach. Już po kilku dniach dało się zauważyć efekty. Kuny zaczęły opuszczać swoje kryjówki, szukając spokojniejszych miejsc. Pracownicy odetchnęli z ulgą, bo nie musieli się martwić o porozstawiane pułapki, hałas czy nieprzyjemne zapachy chemikaliów.

Po wszystkim przystąpiliśmy do czyszczenia, dezynfekcji i usuwania wszystkich pozostałości po zwierzętach. Ale to nie koniec! Musieliśmy zabezpieczyć cały teren. Klient zdecydował się na nasz system pastucha elektrycznego, który świetnie sprawdza się w dużych obiektach przemysłowych.

W trakcie dalszych prac zrobiliśmy audyty zniszczeń, szczególnie na poddaszu biurowca. Straty w izolacji okazały się większe, niż się spodziewano, ale na szczęście firma miała polisę, która obejmowała tego typu szkody. Pomogliśmy z dokumentacją. Wycena, protokół, zdjęcia – wszystko przygotowane i przekazane dalej.

Największym wyzwaniem była skala. Kuny działały na kilku budynkach jednocześnie, a pracownicy firmy nie mogli sobie pozwolić na długie przestoje czy uciążliwe remonty. Każdy dzień zwłoki oznaczał kolejne tysiące złotych strat, bo kuny potrafią być wyjątkowo cierpliwe i uparte. Potrafią podnosić blachę czy dachówkę tak długo, aż znajdą wejście, a przez otwór o średnicy 5 cm wejdzie nawet dorosły osobnik.

Dzięki kompleksowemu podejściu udało się opanować sytuację. Kuny zostały odstraszone, budynki zabezpieczone, a firma mogła wrócić do normalnej pracy. Ale ta historia to także przestroga: kuny nie wybierają, mogą pojawić się wszędzie, a ich działalność potrafi doprowadzić do strat sięgających nawet setek tysięcy złotych.

Zwieńczeniem było jedno z tych zdań, które zapamiętuje się na długo: „Wie pan, my robimy duże projekty, inwestycje, czasem kilkadziesiąt osób pracuje przy jednym przetargu, a nie mogliśmy sobie poradzić z jedną kuną… aż do teraz. W końcu ktoś się tym zajął konkretnie.”

*W trosce o poufność i komfort naszych klientów, niektóre dane – w tym lokalizacja, imiona oraz szczegóły umożliwiające identyfikację miejsca realizacji zlecenia – mogły zostać celowo zmienione.